Reportaże ze stażu w Hiszpanii

Wspomnienai z Hiszpanii...cd4

          Od czego zacząć, gdy tyle ważnych wydarzeń do opisania. W ciągu trzech tygodni dowiedziałam się i nauczyłam więcej niż przez trzy miesiące w Polsce, ale stop. Zacznijmy od początku. W połowie ubiegłego 2016/17 roku szkolnego w mojej szkole ogłoszono, że będzie możliwość wyjazdu na staż do andaluzyjskiego miasta Ubeda w Hiszpanii.

          Oczywiście trzeba było spełnić odpowiednie warunki   m.in. mieć odpowiednią średnią ocen, wysoką frekwencję, dobre zachowanie oraz osiągnięcia typu konkursy czy uczestniczenie w różnych kółkach pozalekcyjnych. Jedynym minusem była mała ilość miejsc - 20 osób, a duże zainteresowanie wśród uczniów. Stwierdziłam, oczywiście po wcześniejszej rozmowie z rodzicami, bo przecież oni są moimi najlepszymi i najszczerszymi doradcami, że warto spróbować. Złożyłam niezbędne dokumenty i czekałam na rozwój sytuacji.

Pamiętam dzień wywieszenia listy osób zakwalifikowanych na staż jakby to było wczoraj, a od tego czasu minął już rok. Pod tablicą informacyjną na korytarzu stała grupa ludzi: smutnych i zapewne z pretensjami do samych siebie i całego świata oraz radosnych, dumnych z siebie i czujących zbliżające się wyzwanie, a ja odważyłam się podejść do tablicy, zobaczyłam, że jestem na liście. Czy bardzo się ucieszyłam? W ogóle, byłam raczej przerażona. W mojej głowie przewijały się, niczym kadry z filmu, straszne sceny m.in. jak nie potrafię się dogadać albo gubię się w mieście i nie znajduję drogi powrotnej. Miałam pięć dni na rezygnację i ogromny dylemat, jechać czy zrezygnować. Po wielu rozmowach i namysłach wygrała ciekawość do świata i chęć przygody. Zdecydowałam, że pojadę. Patrząc z perspektywy czasu to najlepsza rzecz, jaką dla siebie kiedykolwiek zrobiłam.   Czas wydawałoby się że długi, od lutego do października minął bardzo szybko. Przed wyjazdem mieliśmy organizowany kurs języka hiszpańskiego z przemiłą Moniką, odbywały się też szkolenia ''bhp'', rozmowy z Panią psycholog oraz kurs, jak zachowywać się w trudnej sytuacji. Dzięki tym wszystkim zajęciom zostaliśmy dobrze przygotowani do wyjazdu za granicę który wiązał się z dużym stresem. Nadszedł dzień wyjazdu. Chłodna, bardzo wietrzna niedziela, październik. Wylot godzina 19.00 Warszawa. Lądujemy w Maladze około 23.00. Zmęczenie dopadło już wszystkich, chyba każdy myślał tylko o tym, żeby się położyć spać , do tego wysoka temperatura w porównaniu z obecną  w Polsce. Zabraliśmy walizki i zaczęliśmy prawdziwą przygodę. Niestety, do Ubedy jeszcze długa droga autobusem. Do rezydencji dojechaliśmy około godziny 2.00 w nocy. Zmęczeni, głodni i chcący spać. Panie nauczycielki rozdzieliły nasze pokoje, a my po rozpakowaniu i obejrzeniu całego domu poszliśmy spać. Poranek jednak nadszedł szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Około godziny 10.00 rano mieliśmy umówione spotkanie z dziewczynami z Euromindu: Basią i Dianą które były Polkami oraz Moniką, która była rodowitą Hiszpanką. Dziewczyny opowiedziały nam o zasadach panujących  w rezydencji, rozdały nam mapki, dokumenty, plan lekcji języka hiszpańskiego, zapowiedziały wieczorny spacer po Ubedzie oraz podzieliły nas na trzy grupy. Każda z dziewczyn miała swoją grupkę, którą po południu zaprowadzała i przedstawiała naszym pracodawcom. Moja restauracja znajdowała się w dzielnicy robotniczej tzw. Poligono, stąd też nazwa ''Cafe Bar el poligono''. Basia koordynatorka mojej grupy przedstawiła mnie szefowej kuchni, ustaliła, w jakich godzinach mam pracować, a na koniec Yolanda (szefowa) serdecznie mnie uściskała i powitała w swoim królestwie. Wieczorem po dniu pełnym wrażeń wybraliśmy się z Barbarą na spacer po małym ale jakże pięknym i urokliwym miasteczku Ubeda. Zwiedziliśmy najważniejsze zabytki. Spacer zaczęliśmy od obejrzenia kościoła Sacra Capilla del Salvador, który z zewnątrz wygląda bardzo majestatycznie. Ma jedną wieżę zwieńczoną w kształcie cebuli, w stylu środkowoeuropejskim, a na głównej fasadzie reprezentowane są tarcze Cobos. Niestety, nie było nam dane obejrzeć tej przepięknej budowli od środka, ponieważ można tam wejść tylko o określonych godzinach. Przeszliśmy przez najpiękniejsze ulicę i najważniejsze zabytki, oglądnęliśmy panoramę miasta, a w dole ogromne pola z gajami oliwnymi.           Następnego dnia zaczęłam pracę. Byłam bardzo zestresowana, ale i zmotywowana, by dać z siebie jak najwięcej i nauczyć się nowych umiejętności kucharskich.   Jak się okazało w ciągu następnych dni, nie było potrzeby się stresować. Hiszpanie, z którymi współpracowałam czyli Yolanda – szefowa kuchni, Jose – kelner, Caterina – pomoc kuchenna i Kristina – kelnerka okazali się wspaniałymi ludźmi. Byli życzliwi, ciągle uśmiechnięci, roześmiani i pomocni chociaż było nam się ciężko porozumieć. Praca w tej restauracji dała mi wiele możliwości. Nauczyłam się przyrządzania typowych hiszpańskich potraw, owoców morza czy przepysznych deserów takich jak ''flan''. Nauczyłam się również, co jest dla mnie najważniejsze, przebywania w towarzystwie i współpracy w innym kręgu kulturowym. Hiszpania ma zupełnie inne zasady kulturowe niż w Polsce,    np. u nas jeżeli kogoś nie znamy, nie dajemy mu buziaków  w policzek, a u nich jest to normalne; ''siesta'' to również dla nas zupełnie nieznane pojęcie, bo przecież w Polsce pracujemy od danej godziny do danej i idziemy do domu, a w Hiszpanii idziemy do południa na dwie, trzy godziny pracy, wracamy do domu na dwugodzinną drzemkę i znowu idziemy do pracy. Dla mnie taki tryb życia na dłuższą chwilę jest nie do przyjęcia. W hiszpańskiej restauracji, co pewnie dziwi turystów, są chusteczki papierowe na podłodze. Dla restauratorów i mieszkańców to nic dziwnego, im więcej papierków na podłodze tym restauracja jest lepsza, smaczniejsza, ma większy prestiż. 

          Oczywiście na stażu nie żyliśmy tylko pracą. Mieliśmy kurs hiszpańskiego, dzięki któremu jeszcze bardziej podszkoliłam swój język hiszpański oraz byliśmy na dwóch całodniowych wycieczkach do Cordoby i Granady, przepięknych zabytkowych miast znajdujących się na światowej liście dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO.

          Podsumowując mój zagraniczny staż, była to najwspanialsza przygoda w życiu, a zarazem pierwsze i niezapomniane doświadczenie zawodowe dające wiele możliwości rozwoju w przyszłej karierze związanej z gastronomią.